Zawsze sobie powtarzam, że nie lubię czytać książek, w których akcja rozgrywa się w czasie I lub II wojny światowej, a potem i tak po nie sięgam, bo nie jestem w stanie oprzeć się opisowi kolejnego tytułu.
Nie inaczej było z «Wojną skowronków». Kiedy przeczytałam, o czym jest ta powieść dla młodszej młodzieży, poczułam pewien dysonans. Opis fabuły bardzo mnie zaciekawił, ale ta I wojna światowa i jeden z bohaterów wstępujący do wojska… Jak widzicie po wpisie, ciekawość wygrała. I ogromnie się z tego cieszę.
Przenieśmy się do Anglii początku XX wieku
Główną bohaterką książki jest 11-letnia Clarry, która nie ma łatwego życia od samego jego początku. Brak matki i oschły ojciec, który stara się jak najmniej czasu spędzać ze swoimi dziećmi, a także czasy, kiedy młode dziewczyny przygotowywało się do przyszłej roli pani domu, a nie kariery naukowej nie działają na korzyść dziewczynki, ale ona nie zamierza się poddawać. Clarry jest wspaniałą osobą, która czasem się gubi, ale jej odwaga i stanowczość, a jednocześnie brak buty bardzo mi zaimponowały. Trzeba mieć w sobie naprawdę wielką siłę, aby wciąż wierzyć, że ojciec kiedyś się zmieni i okaże choć odrobinę uczucia i dumy ze swoich dzieci.
Przyjaźń i jej różne oblicza
Clarry wychowuje się ze swoim starszym bratem Peterem, ale jej najlepszym przyjacielem jest kuzyn Rupert, z którym co roku spędza wakacje u dziadków w Kornwalii. Ich więź jest wspaniała, chociaż nie zawsze będzie tak silna. Dziewczyna na swojej drodze spotyka też inne osoby, z którymi połączy ją jakaś głębsza relacja, ale to właśnie Rupert stanowi jedną z najważniejszych części jej świata i kiedy ten idzie na wojnę, wiele to w ich relacji zmieni. W ogóle to, jak w tej książce opisana jest wojna, bardzo mi odpowiada. To książka dla dzieci, więc ten temat musi być poruszony siłą rzeczy ostrożnie, delikatnie, ale z naciskiem na tragedię, jaką ona jest. I tak właśnie robi to McKay. Opisuje odwagę młodych ludzi, ale jednocześnie ich głupotę, bo romantyczna wizja wojny szybko roztrzaskuje się na drobne kawałki.
O różnorodności słów kilka
I wojna światowa przyczyniła się do emancypacji kobiet i uzyskania przez nie praw wyborczych i autorka poniekąd wykorzystuje to w przypadku Clarry. Z jednej strony dziewczynka przygotowywana jest do roli przyszłej pani domu, jej ojciec wprost ją informuje, że to na jej mężu będzie spoczywała rola utrzymania jej w przyszłości, ale z drugiej – Clarry odkrywa w sobie zainteresowanie nauką i nie musi się z tym kryć, bo i inni widzą w niej potencjał i wierzą w to, że może wiele osiągnąć. Ale to nie jeden przykład tej różnorodności. Pojawia się też bohater homoseksualny, choć nie jest to powiedziane wprost i nie wiąże się z żadnym ostracyzmem czy prześladowaniem. Raczej z udawaną nieświadomością i wsparciem. Mimo czasów, w jakich bohaterowie żyli. Bardzo mnie ten wątek ujął, bo jest naprawdę delikatny i autorka nie stawia przed czytelnikiem krzywdy, jakiej mógłby on doświadczyć, ale wiemy, że tak mogłoby się stać.
Podsumowując.
Nie sądziłam, że ta książka tak bardzo mi się spodoba. Historia Clarry, Petera i Ruperta chwyciła mnie mocno za serce, zaznaczyłam nawet kilka fragmentów podczas lektury, a prawie nigdy tego nie robię. «Wojna skowronków» ma wspaniały klimat i myślę, że pięknie odnalazłaby się na dużym ekranie. Cieszę się, że ostatecznie I wojna światowa mnie nie odstraszyła i postanowiłam dać tej powieści szansę, bo myślę, że będzie jedną z najlepszych książek dla dzieci, jakie w tym roku przeczytam.
Werdykt: TO READ!!!
*za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Dwie Siostry